Czy wy też tak macie? Jak zaczyna atakować grypa dzieci, a za chwilę resztę rodziny na czele ze mną, snuję ambitne plany, że jak tylko dojdę do siebie biorę się za odporność! Zazwyczaj kończy się to z dniem, kiedy wszystkie objawy ustępują, a rodzina przesypia błogo noc…. No tak, ale dzisiaj jest już pewien postęp. Matka nabrała się stosu przeciwbólowych pigułek i wyruszyła ciemną nocą ( kiedy dzieci w końcu po dniu przepełnionym jękami, stękami, wyciąganiem gila z nosa i przerwami na Baranka Shauna usnęły) w poszukiwaniu cudownego leku n wszystkie bolączki – owocu dzikiej róży. Tak oto powstał sok, jako pierwszy atak z obrzydliwymi bakteriami, wirusami i innymi pasożytami, na które sezon o zgrozo! dopiero rozpoczynamy.
Narazie ja go popijam, dzieci nie chcą na niego patrzeć, a właściwie Bolek, bo Aleksander to chyba jeszcze przy mały……i tak tu się postaraj człowieku, nazbieraj, nagotuj, a potem ci powie bleee.
Nic to, dzieciakom już trochę odpuściło, teraz tylko matka z gilem do kolan chodzi. Obawiam się, że bez antybiotyku na schorowane zatoki się nie obędzie, ale odkryłam jeszcze nową metodę wody utlenionej, podobno działa cuda. Spróbuję zastosować, a jak coś wyjdzie to z pewnością się z Wami podzielę, bo myślę że zatoki to nie tylko moja zmora każdej jesieni.
Jutro przede mną ważna wizyta, mam nadzieję, że to będzie dobry początek drogi na odzyskanie zdrowia po ciążach gigantach 🙂 Narazie nic więcej o tym, jak sytuacja się rozwinie, to z pewnością się podzielę spostrzeżeniami. W każdym razie wyjeżdżam na jeden dzień sama i jestem podekscytowana jakbym jechała na wycieczkę szkolną w podstawówce haha! Ot co macierzyństwo ze mną zrobiło. Najważniejsze, że książka do pociągu zakupiona i już snuje plany kawiarniane…;)
P.S. W zeszłą sobotę zaliczyliśmy jeszcze rwanie jabłek w sadzie dziadka. Dzieci wypuszczone po dwóch tygodniach z domu miały radochę na całego, i tak sobie pomyślałam, że do szczęścia tak niewiele nam potrzeba!
Zdrówka dla wszystkich,
Lulu